sobota, 28 lutego 2009

Syria od srodka

Sa takie miejsca w Syrii, gdzie, wydawaloby sie wszechobecny, halas nie dociera, nie slychac klaksonow i mozna w spokoju napic sie herbaty i poczytac.







Zupelnie odmienne sa wszystkie miejsca handlowe - w sklepach, na bazarze zawsze panuje rozgardiasz, sprzedwacy zachwalaja swoje towary, w sekudne rozwijaja metry mieniacych sie materialow, rozcieraja w palcach przyprawy zeby powachac, nawet obwijaja sie chustami zeby zaprezentowac piekno tych ostatnich! No i sa jeszcze sklepy jubilerskie, doslownie skapane w zlocie.





Oddzielnym tematem sa hotele - urzadzone doslownie wszedzie: w niedokonczonym bloku, starym, zabytkowym domu, kamiennicy, gdzie tylko niektore pietra sa hotelowe, w najmniejszych zalukach i dziurach. Pokoje czesto bez lazienki ale za z telewizorem i prawie zawsze wielkim wiatrakiem na suficie. Ciepla woda godzine po wyrazonej checi kapieli. Przejsciowe klopty z pradem. Fotele w recepcji. Cena zawsze do negocjacji.

Aleppo raz jeszcze

Aleppo jest miastem trudnym do opisania, tyle w nim roznosci i balaganu, wiecznego halasu. Tylko w piatki, jak zreszta w calej syrii i podejrzewam wszytskich krajach arabskich, ulice sa calkowicie puste, sklepy zakmniete a na bazarze mozna spotkac pojedynczych spacerowiczow.
Glowny plac miasta, z ktorego rozchodza sie najwazniejsze ulice jest charakterystycznym miejscem spotkan. Fajnie jest sie umowic w Aleppo pod wieza zegarowa.


Miasto pelne jest moich ulubionych palm. Rosna wzdluz wieksci ulic, na kazdym placu. Najwiecej chyba na duzym deptaku przed cytadela. Zamczysko, bo to chyba odpowiednie slowo, goruje nad starowka. Cytadela zachowala sie w dobrym stanie, mury obronne sa imponujace, a widok z gory piekny.






Przed zamkiem jest duzo miejsca zeby odpoczac na sloncu. Lawki, biegajace dzieci, male stragany na kolkach z jedzeniem, sprzedwacy waty cukrowej. Wszedzie mozna spotkac ludzi, ktorzy nigdzie nie ida, nie maja nic do zalatwienia. Po prostu tam sa.



W Aleppo nie brakuje tez pomnikow wszechobecnego i wszechmogacego w Syrii prezydenta. Ale o jego kulcie, a raczej anty-kulcie na pewno wiecej opowie Filip.



Miasto jest mieszanka wielkich przestrzeni i malutkich uliczek. Piekna i brzydoty. Tradycji z jej zaprzeczniem. Jest pelne kontrastow i moze dlatego na kazdym kroku bywa zaskakujace.





niedziela, 22 lutego 2009

telegram z Damaszku

Hallo. Dwa slowa z Damaszku. Ci, ktorzy tu byli nie maja za zle, ze nie piszemy bo wiedza, ze blogspot, facebook i inne pomosty komunikacyjne sa blokowane. Duzo sie dzieje, okrozamy cala Syrie od wschodu. jutro nad wybrzerze. W Syrii jest to piekne, ze nie jest duza i podroz nie trwa wiecznosc jak w Turcji. Pustynia jest za to duza. Bardzo duza. Pare dni temu autobusik zatrzymal sie po srodku niczego. Piasek i linijka drogi. Wysiadamy. Cudowne uczucie. Oczywiscie po krotkim spacerze doszlismy do celu czyli olbrzymiej twirdzy nad Eufratem. Opuszczona pareset lat temu tak stoi zlewajac sie z przyroda. Stoi tam tak dlugo, ze chyba jest juz zjawiskiem naturalnym.
Za to w muzeach w Syrii panuje chaos rowny tym na ulicach Aleppo. Wszystkiego po trochu w kazdym kierunku. Zolte taksowki, mikobusy kontra ludzie i rowery jadace pod prad. Odglosy a przedewszystkim klaksony WSZYSTKICH samochodow zagluszaja nawet meczety.

Ale o tym napisze we wlasciwym czasie.

Dzis ktotka anegdota na zachete. Moge smialo napisac o niej bez publikacji zdjecia (nie da sie w Syrii tego zrobic). Spacerujemy po willowej dzielnicy ambasad, piekna architektura. Zielen i palmy wzdluz bulwaru. Nagle za rogiem trafiamy na twierdze z 4 metrowym plotem, drutami kolczastymi, wierzyczkami i dumnie powiewajaca flaga USA. Pstryk zdjecie i trzy kroki w strone ambasady Chin. Tymczasem podchodzi Pan i pyta: "What is the reason to make this foto"? Potem jeszcze jeden z kamizelka kuloodporna i calkiem sporym karabinem. Oczywiscie sie usmialismy i skasowalismy fearalne zdjecie. Pare set metrow trafilismy na zatloczona ambasade Iraku i kolejna zakratowana twierdze. Pytamy ochraniarza "co to za budynek?" -"To amerykanski instytut kultury". Hmmm.
Jedni sie boja, drudzy wpatruja sie w dolary i ameryke jak w Ziemie Obiecana, a w muzeum narodowym Damaszku (tym chaotycznym) czasowa wystawa ochydnych karykatur antyizraelkich i antyamerykanskich.
Wlasciwie nie wiem czemu o tym akurat a nie goscinnosci, pieknych zabytkach, wciagajacych krytych targowiskach i naprawde milej atmosferze. Moze bo o tym napisze jak wroce i potwierdze zdjeciami ?

niedziela, 15 lutego 2009

Aleppo

Kocham Aleppo. Tlum ludzi i miliony jezdzacych po wariacku zoltych rozklekotanych taksowek. Za 10 minutowy kurs zaplacilismy 2 zlote. Troche mniej kosztuje falafel czyli moj ukochany syryjski fastfood: w pszenny placek zawija sie malutkie kotleciki z ciecierzycy przyprawione curry i czyms jeszcze plus troche zieleniny, czasami podklad z hummusu. Jedzenie jest pyszne, slodycze tez. Nie maja za bardzo sniadan, ale moze jeszcze nie odkrylismy jakiegos sekretu sniadaniowego.
Stare miasto ma przepiekna architekture, bardzo podobaja mi sie kryte bazary (sukiennice niestety moga sie kompletnie schowac) ciagnace sie w nieskonczonosc, przy czym na kazdej ulicznce mozna dosatc innego typu towary. Zapach miejsc z przyparawami, a zaraz obok niego tradycyjnymi mydlami i kosmetykami robionymi z naturalnych skladnikow jest obledny. Zaluje, ze nie da sie go zachowac, nagrac, przywiezc do Polski. Ciagle mam ochote wszytsko kupowac, chusty mienia sie kolorami i naprawde trudno jest nie zatrzymywac sie przy kazdym straganie.
Nad najstarsza czescia miasta goruje zamek. Cytadela jest naprade duza i zachowana w dobrym stanie, podziwialismy nawet sale tronowa kalifow.Tuz obok wznosi sie jeden z dwoch najstarszych meczetow w Syrii (z 715 r.), z wielkim dziedzincem pojedynczym minaretem. Bylismy tam w piatek - tutaj to wolny dzien, wszytskie sklepy sa zamkniete, a syryjczycy maja wolny dzien i spedzaja go z rodzina - ibylo naprawde tloczno. Po dziedzincu wylozonym kamiennymi plytami biegaly dzieci, ludzie niespiesznie przechadzali sie, spacerowalismy i my - jak wszyscy w skarpetkach! Bardzo to bylo mile i w jakis sposob tworzylo familijna atmosfere.
Jest tez chrzescijanska dzielnica, z troche innymi rodzajami sklepow i bogactwem kosciolow, ale tak samo zatloczona o w radosny sposob zywa.
Aleppo zyje pelna piersia, banany smakuja bananami, to, co brzydko pachnie, pachnie naprawde brzydko, na bazarze w czesci z miesem sprzedaja wszystkie czesci zwierzat, ale usmiech ludzi jest prawdziwym usmiechem, a zapachy przypraw pozostaja w pamieci na dlugo. Tu nic nie jest udawane, tu sie naprawde zyje.


zdjec niestety tym razem nie ma,bo w syrii blogpost zabroniony i trzeba dzialac sposobami. mam nadzieje,ze pozniej uda mi sie zamiescic.

środa, 11 lutego 2009

Jednak lubimy Antaylie

Wszytsko kreci sie wokol morza. Stare miasto roziaga sie wokol malego portu, wiekszosci waskich uliczek wyprowadzi nas prosto na widok statkow i niekonczacego sie blekitu. Bez morza nie ma Antalyi.



W porcie mozna wynajac lodke. Ceny dostosowane do kieszeni niemieckich turystow, ale my dostalismy "turkish price". Poczatek lutego - piekne slonce (opalilam sobie nos), grubo ponad 20 stopni, cieply, przyjemny wiatr. Morze i wodospady. Przyjezdzajcie!




Antalyia zaskoczyla mnie swoim urokiem. Kamienna starowka to labirynt ulic z ladnie wyremontowanymi domami. Nie brakuje cienia, wiec w upalne lato musi byc wprost cudownie. Jest leniwie i w powietrzu czuc, ze to miejsce przeznaczone tylko do odpoczynku. Stare miasto otoczone jest parkiem, ktory oddalajac sie od portu wznosi sie ku gorze. Ze skal opadajacych w morze widok jest przepiekny. Niebieska woda i ciemnopomaranczowe dachy. I herbata przy malym stoliczku.




Nie oszukujmy sie - to turystyczne miasto. Ma jednak powody do tego, zeby nim zostac i mysle, ze odpoczynek tutaj morze byc naprawde udany. Nie brakuje miejsc, gdzie mozna po prostu odpoczac na sloncu, ale z drugiej strony jest gdzie pojsc na dluzszy spacer. No i jednak to bardzo stare miasto. Tu brama zbudowana na czesc cesarza w 130 roku.



Po wyjsciu z obrebu starych murow poruszamy sie ulicami pelnymi sklepow. Jest szeroko, z rozmachem i po europejsku. Jedzi nawet tramwaj! Lezka kreci sie w oku.

Aktualności - koniec EVS-u

Dziś nie dużo o meandrach tureckiej kultury, bardziej prywatnie, plany i podsumowania. Otóż EVS czyli European Volunteer Service właśnie dobiega końca. Przypomnę, że jesteśmy tu niemal cztery miesiące. Dowody tego znajdziecie w archiwum postów. Czas jak z bicza trzasł uleciał nie wiadomo gdzie. Ostatnie dni były baaardzo pracowite, więc mało było o nas słychać na blogu. Choćby samo całowanie zarośniętych policzków znajomych turków na pożegnanie trochę zajmuje. Do tej pory otrzymałem 9 propozycji otworzenia restauracji z kebepami w Warszawie i 4 prośby o pomoc w otrzymaniu wizy (dodam, że część z moich rozmówców nie jest pewna którym dokładnie z krajów europejskich jest Polska). Do moich ulubionych pytań należy: "Ok ale kiedy wracasz?" :) Odczytuje to nieśmiało, że zostałem zaakceptowany i udało mi się trochę wtopić w codzienność życia Antepu. Powoli żegnając się z codziennością w Gaziantep (bardzo powoli o czym za chwile) podsumowuje moją pracę. Był Nizip o którym pisaliśmy dwa razy. Linki tutaj i tutaj :)
Były nasze własne projekty i zajęcia. Taniec i warsztaty filmowe.

Ja chodziłem na zajęcia do internatu Munir Onat Cocuk ve Genclik Merkezi, przez nas nazywanym Centre for Boys Under the Risk. Spędzałem tam zwykle wtorki. Chłopcy i miejsce fantastyczne, choć jak można się domyślać dość ubogie. W sumie wszyscy tam byliśmy zainteresowani głównie rozrabianiem i graniem w piłkę do blaszanego kosza. To miejsce i Ci ludzie zasługują na osobnego posta, więc teraz tylko dwa zdjęcia:





Przedwczoraj oficjalnie zakończył się kurs filmowy który prowadziłem w Gaziantep Genclik ve Kultur Dernegi po naszemu Youth Center. Zaczęło się skromnie wykładami w zimnej sali, potem w tej sali prąd wyleciał w powietrze i musieliśmy się przenieść. Potem było jeszcze skromniej. Koniec końców w liczbie od 3 do 5 uczestników zrealizowaliśmy przewrotne ćwiczenie filmowe. Publikacja wkrótce.



Nie będę opisywał wszystkich frustrujących sytuacji związanych z produkcją tego filmu. Niech "obroni" się sam. Przyjęcie filmu było chłodne. Pytania "czy później nie możesz dograć jeszcze paru scen żeby pokazać Youth Center w lepszym świetle" rozbawiły mnie do łez. Ja jestem zadowolony i dumny z współpracowników/uczniów. Montaż mój. Co dalej? To jeszcze nie koniec. Jutro kończy nam się nam wiza turecka i zezwolenie na pobyt czasowy, więc ruszamy na podbój Syrii, żeby wrócić do Turcji już jako turyści. Masallah Warto dodać, że już sama próba otrzymania wizy Syryjskiej była nie lada wyzwaniem. Trwało to ponad cztery godziny i nie obeszło się bez prośby o pomoc ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Ankarza. Ale się udało.

sobota, 7 lutego 2009

Palma

Estetyka palmy nie jest tym, co mnie pociaga. Ale juz palma jako symbol jak najbardziej tak! W turcji z palmami bywa roznie - cale wybrzeze morza srodziemnego jest ich pelne, ale im dalej na wschod i polnoc tym sa coraz rzadsze. W Antep znam tylko jedna palme, a podejrzewam ze dla mieszkancow Vanu, albo miasteczek przy granicy gruzinskiej jest tak samo egzotyczna jak dla nas.





W turcji gatunkow palm rosnie mnostwo. Na poczatku kompletnie ich nie rozroznialam. Teraz moje ulubione sa takie chude z czyms na ksztalt potarganej papugi na czubku.





Opowiesc palmowa bedzie krotka i konkretna - milo polezec na plazy w cieniu palmy. Albo jechac ulica jak w Miami. Albo zerwac banana prosto z palmy.





O nas