niedziela, 15 lutego 2009

Aleppo

Kocham Aleppo. Tlum ludzi i miliony jezdzacych po wariacku zoltych rozklekotanych taksowek. Za 10 minutowy kurs zaplacilismy 2 zlote. Troche mniej kosztuje falafel czyli moj ukochany syryjski fastfood: w pszenny placek zawija sie malutkie kotleciki z ciecierzycy przyprawione curry i czyms jeszcze plus troche zieleniny, czasami podklad z hummusu. Jedzenie jest pyszne, slodycze tez. Nie maja za bardzo sniadan, ale moze jeszcze nie odkrylismy jakiegos sekretu sniadaniowego.
Stare miasto ma przepiekna architekture, bardzo podobaja mi sie kryte bazary (sukiennice niestety moga sie kompletnie schowac) ciagnace sie w nieskonczonosc, przy czym na kazdej ulicznce mozna dosatc innego typu towary. Zapach miejsc z przyparawami, a zaraz obok niego tradycyjnymi mydlami i kosmetykami robionymi z naturalnych skladnikow jest obledny. Zaluje, ze nie da sie go zachowac, nagrac, przywiezc do Polski. Ciagle mam ochote wszytsko kupowac, chusty mienia sie kolorami i naprawde trudno jest nie zatrzymywac sie przy kazdym straganie.
Nad najstarsza czescia miasta goruje zamek. Cytadela jest naprade duza i zachowana w dobrym stanie, podziwialismy nawet sale tronowa kalifow.Tuz obok wznosi sie jeden z dwoch najstarszych meczetow w Syrii (z 715 r.), z wielkim dziedzincem pojedynczym minaretem. Bylismy tam w piatek - tutaj to wolny dzien, wszytskie sklepy sa zamkniete, a syryjczycy maja wolny dzien i spedzaja go z rodzina - ibylo naprawde tloczno. Po dziedzincu wylozonym kamiennymi plytami biegaly dzieci, ludzie niespiesznie przechadzali sie, spacerowalismy i my - jak wszyscy w skarpetkach! Bardzo to bylo mile i w jakis sposob tworzylo familijna atmosfere.
Jest tez chrzescijanska dzielnica, z troche innymi rodzajami sklepow i bogactwem kosciolow, ale tak samo zatloczona o w radosny sposob zywa.
Aleppo zyje pelna piersia, banany smakuja bananami, to, co brzydko pachnie, pachnie naprawde brzydko, na bazarze w czesci z miesem sprzedaja wszystkie czesci zwierzat, ale usmiech ludzi jest prawdziwym usmiechem, a zapachy przypraw pozostaja w pamieci na dlugo. Tu nic nie jest udawane, tu sie naprawde zyje.


zdjec niestety tym razem nie ma,bo w syrii blogpost zabroniony i trzeba dzialac sposobami. mam nadzieje,ze pozniej uda mi sie zamiescic.

6 komentarzy:

Sheplaysalone pisze...

Może banan na śniadanie?zmiksowany z czymś... Nie mają tam takich jakiś lassi?
Ja dziś jadałam kasze gryczaną z wczorajszego obiadu, bo chleb i jogurt nam się skończył.
:))

Anonimowy pisze...

Ja zmiksowac sie nie pozwole!

Anonimowy pisze...

Ach Syria

Daniel

なな pisze...

fantastyczny opis , ale zdjęcia by się jakieś przydały :)

Anonimowy pisze...

ahlan wa sahlan fi sorriya, ya gameeleen!

Anonimowy pisze...

no jak to śniadań nie ma!!!a makdus? A jajecznica? A zatar? a twarogi? A te twarde gotowane serki owcze? A dżem z figi? A soki i nektary z mlekiem lub bez? wszystko ze świeżych owoców? Polecam pijalnię soków w HAMA obok młyńskich kół nika1310

O nas