piątek, 6 marca 2009

Zimowe morze

Wybrzeze syryjskie jest dosc krotkie i w przewodniku opisane jako malo ciekawe. Mimo, ze pogoda byla fatalna, moje buty byly mokre nieprzerwanie przez trzy dni (zakladalam na skarpetki torebki foliowe), a jedna z wichur prawie polamala mi parasol, to i tak bardzo mi sie podobalo. Ja po prostu uwielbiam morze.


Odwiedzilismy Tartus, nieduze portowe miasto z szerokim bulwarem z palmami. Trzy kilometry od brzegu znajduje sie wyspa Arward. Poplynelismy tam lodka, byly niesamowite chmury, morze szalalo, padal deszcz. Filip przez cala podroz dzielnie stal na pokladzie i wypatrywal brzegu a ja pierwszy raz w zyciu zrozumialam, co to jest choroba morska. Ale i tak bylo fajnie.


W Tartus spalismy w bardzo fajnym hotelu urzadzonym w starej kamiennicy. Wnetrze bardzo mi sie podobalo, wiec nie przejmowalam sie wlascicielka-czarownica i barkiem ogrzewania. Tartus to mile miasto, ale najfajniejsze sa w nim widoki na morze:



Wyspa Arward niestety jest troche zaniedbana, wszedzie smieci. Szkoda, bo mogloby byc naprawde ladnie. Maja fantastyczne baaardzo stare fenickie mury. Przez pare tysiecy lat opieraja sie wodzie, a fale wytworzyly niesamowite ksztalty.




Brak komentarzy:

O nas