niedziela, 26 kwietnia 2009

Tatvan miesto przejezdne

Dlaczego wybrałem Warszawę na miejscu swojego postoju? Bo paradoksalnie przypomina mi ukochane, tureckie strony. Czy miasteczko zwane Tatvan i plastikowe drzewko nie przypomina czegoś i wam?




Tatvan to miasto po drodze. Miasto mijane. Między Batmanem a Vanem. Nowoczesne, bez zabytków. Z pięknym bulwarem, który po raz pierwszy ujawnia cel podróży: jezioro Van. W zimie wieje niemiłosiernie, zdjęcia nie wychodzą spektakularnie. Ale to tylko powód, żeby pojechać samemu i przekonać się co oferuje miasto a czego nie da się utrwalić na jpgu (parę lat temu napisałoby się „na kliszy”). Pyszne jedzenie, świeżo otwarty kinoplex i supermarket (mieszkańcy są bardzo dumni).



Niesamowita jest sama podróż, która trwa o wiele za długo. Droga, która musi odnaleźć się między rwącymi górskimi rzekami, między wybrzeżem a olbrzymimi skałami i wysokimi szczytami jest jak by to można powiedzieć.. bitumiczna. Ja niefachowo nazwałbym ją uklepaną ścieżką. Trasa ekstremalna, ale widoki rekompensują wszelkie problemy i strach.






Co warte jest wspomnienia w Tatvanie? Na pewno pogoda zmieniająca się co godzinę, ciepły deszcz, śnieżyca i błękitne słoneczne niebo w ciągu jednego dnia pobytu. Na pewno ludzie, bardzo otwarci, gościnni i przesympatyczni. No i port, z którego odpływają promy kolejowe do Vanu (przewożą pociągi z Iranu). Sześć godzin trasy przez jezioro. Na promie teoretycznie nie przyjmują pasażerów, ale kapitan nie daje się długo przekonywać. Problem pojawia się jednak jeśli chodzi o rozkład rejsów. Nikt nie jest w stanie powiedzieć kiedy prom odpływa. Jeden na pewno wczesnym rankiem, między piątą a ósmą rano) i wieczorem, w okolicach godziny 18. My próbowaliśmy trzykrotnie. Bez skutku. Dla wytrwałych pomocny (?) telefon do portu 04 322 280 988.

Na zakończenie przyjaciele z bazaru :), którzy sprzedają buty, skarpetki i kto wie co jeszcze.

Brak komentarzy:

O nas