Tureckie slodycze sa bardzo smaczne. Uwielbiam baklawe, szczegolnie rodzaj z grubosiekanymi pistacjami. Pare razy probowalismy malych ciasteczek, jadlam pyszne ciastko czekoladowe z duzymi kawalkami roznych orzechow. Ktoregos dnia na bazarze zobaczylismy to cudo:
Orzechy zatopione w karmelu. Przez pare dni mielismy ochote na te slodycze, kusily nas strasznie. W koncu Filip dal sie skusic i niestety - czar prysl z pierwszym kesem. Otoczka wokol orzechow okazalo sie byc nie chrupiacym karmelem a czyms w rodzaju cukrowej gumy. Totalna ohyda.
Oczywiscie jemy tez naprawde pyszne rzeczy, to byl tylko wypadek przy pracy w ramach EVS. Innym razem zajadalismy sie czyms co przypomina troche wate cukrowa, ale jest o niebo lepsze. Delikatnie waniliowe, rozplywa sie w ustach. W pierwszym momencie mozna miec wrazenie, ze je sie bawelne, ale to szybko mija i nie mozna przestac jesc!
5 komentarzy:
no nie, objechaliscie moje ulubione tureckie slodycze! tzn jedyne tureckie, jakie moge przelknac (nie ociekaja baklawowym lukrem;) ta galareta to podobno melasa z winigron
mniammm;)
he he wynalazku na sznurku nie jadłam ... za to "kuleczki bawełny" owszem :)))) w Warszawie kupuję właśnie tą bawełnę firmy KOSKA :))
Drogie jak piorun ale Turcja w gębie :) czekam na dalsze wpisy :)
zawsze myslalam ze melasa to cos pysznego, ma taka fajna nazwe,a tu prosze to ta galareta wstretna.ja tam lubie te wszystkie ociekajace syropki.
Widzę Marysiu, że wyjazd Wam służy - codziennie coś nowego i zaskakującego;) Miło się czyta, fajna odskocznia od tutejszej szarzyzny. Buziaki:********
czemu u was tak cieplo jest a tu zimno i szaro!!!
Prześlij komentarz