piątek, 5 grudnia 2008
Lunch w markecie
Zakupy w Turcji są zawsze przygodą i wyzwaniem. Z jednej strony zyczliwość ludzi, którzy za wszelką cenę chcą Ci pomóc i wskazać najlepszy produkt, a z drugiej strony fakt, że często wskazanego produktu wcale nie potrzebujesz, a sklep do której Cię prowadzą okazuje się należeć do brata lub kuzyna Twojego przewodnika. W sklapach odziezowych sprzedawca nie odstępuje Cię o krok i trudno wytłumaczyć, że ma się ochotę tylko porozglądać lub co gorsza tylko przymierzyć. Czasem bywa to bardzo miłe i pomocne czasem nie.
Tym razem ku mojemu zaskoczeniu wypad do zwykłego sklepu samoobsługowego okazał się nielada przygodą. Zostałem zaczepiony zanim wziąłem koszyk do ręki, przez właściciela sklapu i zaproszony na zaplecze. Tam, podczas gdy Mania robiła spokojnie zakupy, traiłem na przerwę obiadową obsługi sklepu i wśród kartonów, paczek, faktur i starych owoców zjedliśmy sobie Lachmacun i popiliśmy herbatą. Wszyscy bardzo zyczliwi i przyjaźni poprosili o zdjęcie. Smacznego!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz